Na początek drobny eksperyment: spróbujmy wpisać w wyszukiwarkę na facebooku hasła „TTIP” i „CETA”. Chyba nie muszę pisać, jakie będą efekty. I tutaj docieramy do sedna problemu, jakim jest faktyczne zmonopolizowanie dyskusji na ten temat przez radykalne, protekcjonistyczne ruchy. Zwolennicy wolnego handlu dopuścili się tutaj grzechu zaniechania, włączając się do dyskusji właściwie na kilka tygodni przed ratyfikacją umowy. Oczywiście znalazły się chlubne wyjątki, jak np. niemiecka Fundacja Friedricha Naumanna, jednak były one zbyt nieliczne, by choć w krótkim okresie czasu zdominować debatę.
XIX-wieczny francuski myśliciel, Frederic Bastiat pisał „Jeśli ktoś wam powie: „W warunkach wolnego handlu będziemy zalani chlebem, wołowiną, węglem i paltami”, odpowiedzcie: „No to nie będziemy głodni i nie będzie nam zimno”. Owe zalanie obcymi produktami, którym protekcjoniści straszą przy każdej kolejnej liberalizacji polityki handlowej oznacza de facto więcej tańszych produktów w sklepach i supermarketach. Dla nas, liberałów jest to oczywiste, ale kilka lat protekcjonistycznych haseł zrobiło swoje. Repetito est mater studiorum.
Korporacje i zagraniczne firmy nie są w stanie doprowadzić do bankructwa polskich rolników, czy drobnych przedsiębiorców. Są to w stanie zrobić jedynie konsumenci kupujący ich produkty. Producenci będą „zalewać rynek” swoimi produktami tylko, jeżeli znajdą odpowiedni popyt w postaci gotowości mieszkańców danego terytorium do kupowania ich wytworów.
Wbrew zwolennikom izolacji, przedstawiającym się jako obrońcy ludu zagrożonego przez złe korporacje to właśnie najbiedniejszym wolny handel najbardziej się opłaca. Świetnie widać to na przykładzie CETA i straszenia „zalewem taniej, kanadyjskiej żywności”. Na owej taniej żywności zyskają ludzie biedni, którzy dużą część wydatków przeznaczają na jedzenie i dzięki niższym cenom produktów rolniczych będą w stanie więcej zaoszczędzić.
Oprócz korzyści stricte ekonomicznych nie do przecenienia jest rola wolnego handlu w zbliżaniu się społeczeństw i pokojowej współpracy. Nikt nie będzie chętny do prowadzenia wojny z państwem, w którym handluje swoimi towarami, nie mówiąc już o nawiązanych znajomościach. Protekcjonizm i wojująca retoryka w odniesieniu do handlu międzynarodowego tworzy wrogość między społeczeństwami i przygotowuje grunt pod rodzime nacjonalizmy. Odejście od polityki wolnego handlu było ogólnoeuropejską tendencją w dekadach poprzedzających I wojnę światową (w latach 1880-1900 cła podniosła większość krajów Europy z wyjątkiem Wlk. Brytanii, Holandii czy Danii), a protekcjonizm od końca lat 70 XIX wieku stał się stałym elementem polityki Bismarcka jako kanclerza Niemiec.
Przed zwolennikami wolnego handlu stoi wyzwanie w postaci przekonania opinii publicznej nie tylko do negocjowanego porozumienia między Unią, a Stanami Zjednoczonymi TTIP, ale przede wszystkim do samej idei liberalnej polityki handlowej, co wobec spadających notowań idei liberalnych może być trudnym zadaniem. Historia jednak uczy, że w polityce nie ma zadań niewykonalnych i oby ten przypadek był tego potwierdzeniem.